Cześć wszystkim!
Kupiłem zadbaną Hondę Accord z 2002 roku. Auto prezentuje się z zewnątrz naprawdę dobrze (oprócz paru defektów, takich jak odpryski) i w sumie na nadwoziu mam tylko jedno miejsce, w którym auto skorodowało - część tylnego lewego nadkola. Ale jest to jeszcze w takiej fazie, że ogarnę to bez żadnych problemów.
Niestety podwozie szału nie robi, dlatego też chciałbym zaczerpnąć fachowej rady czy warto oraz jakie byłyby koszta.
1. Prawe nadkole przednie w miejscu spawów ze ścianą grodziową. Nie ma dziur (ale nie patrzyłem jeszcze pod tapicerką jak to wygląda) oraz nic nie cienkie, ale widać odrywające się płaty zardzewiałej blachy. Według Checkera pod Poznaniem naprawa tego cuda jest możliwa na własną rękę, tj. zdarcie syfu, odtłuszczenie, nałożenie mocnego środka antykorozyjnego i na to grube zabezpieczenie. Według mnie ma sens, o ile nie ma dziur i spawy nie puszczają.
2. Próg w tym samym miejscu, co w/w nadkole, tj. prawy przód. Widzę pod osłoną progów nalot rdzy, ale nie powinno być dziur (patrząc na dalsze części progów).
3. Progi - delikatny nalot jest na całej długości obydwu stron. To będzie prawdopodobnie taki sam (mały) problem, jak przy ataku na tylne nadkole - o ile nie będzie dziur, to wystarczy to ładnie oczyścić, zabezpieczyć i dać na to baranek. Zgadza się?
4. NAJGORSZE - miejsce łączenia przednich sanek z podłużnicami/podwoziem. Tam jest apogeum, widać podobne odchodzące płaty jak przy ścianie grodziowej, z tym że ma to miejsce na obydwu łączeniach i zaczęło już rozprzestrzeniać się wyżej, tj. wchodzi już na podłużnicę. Czy ktoś miał do czynienia z takim problemem? W przedlifcie brata zaatakowane są inne miejsca (np. podłużnice z tyłu lub ściana grodziowa na dwóch stronach atua), ale to jest wyjątkowo bez śladów korozji. A u mnie wygląda to tragicznie. Nie było tym samym żadnych "dziur na wylot".
Checker (z Kubalina pod Poznaniem, u którego swoją drogą sprawdzałem auto przed zakupem - bardzo je zachwalał) powiedział, że to jest w sumie jedyny poważny problem z tym autem, ale naprawa nie powinna przekroczyć 400 złotych. Możecie się z tym zgodzić? Zakładam scenariusz, że nie będzie tam dziur.
I ewentualnie... Czy po zdjęciu sanek przez mechanika, będę w stanie bez specjalnych narzędzi/urządzeń naprawić tę część nadwozia sam? To znaczy czyszczenie do czystej blachy, antykorozyjny, podkład epoksydowy, włókno szklane + żywica i na to na końcu baranek? Czy w grę przy takich elementach wchodzi tylko spaw i nowa blacha?
Pomijam już inne pierdoły w podwoziu, które rozwiążę druciakiem i cortaninem.
Ale pominąć nie mogę tego, że auto od Checkera (!) nie ma tylnego wzmocnienia zderzaka - po prostu zardzewiałe odpadło. Dowiedziałem się o tym dopiero od swojego mechanika, sam w ogóle nie zwróciłem na to uwagi...
Koniec końców - to o co proszę. Najbardziej zależy mi na ostatnim podpunkcie, bo resztę rzeczy na 90% zwalczę i wyprowadzę sam. Ale tych podłużnic i mocowania boję się ruszać. I w sumie boję się myśleć ile to może mnie kosztować.
Dlatego czy jest ktoś w stanie podpowiedzieć mi jaki byłby orientacyjny koszt takich napraw? Wiem, że bez zdjęć trudno to oszacować, ale w chwili obecnej mam zalany kanał i nie dam rady zrobić żadnych zdjęć
Dziękuję z góry za każdą pomoc!
PS
Wcześniej walczyłem z rudą w Mazdzie 626 z 99 roku - było parę razy gorzej, a prawie całe podwozie doprowadziłem do ładu i składu. Jestem więc skłonny powiedzieć, ze na dobrą sprawę mogę to zrobić własnymi silami. O ile będzie to, według Was, możliwe.