Opisz jak udało się go odnaleźć
Wiem, że wyszło bardzo długo, ale starałem się wszystkie streścić.
Byłem pewien, że zrobił to jakiś samochód dostawczy z kipą bądź bus, bynajmniej na to wskazywały uszkodzenia mojego auta. Będąc pod sklepem w czwartek rano dostałem informację od 'sklepowych pijaczków', że chyba wiedzą kto mi auto skasował, bo ostatnio pod sklep podjechał jakiś roztrzęsiony dostawca, okazało się, że nie miał też kierunkowskazu w swoim samochodzie, gdzie właśnie na miejscu zdarzenia znalazłem kierunkowskaz. Pytałem o jego wygląd, opisali mi go jako starszego siwego pana, zaczesanego do tyłu z dłuższymi włosami z wąsem pod nosem. No więc obszedłem wszystkie sklepy w pobliżu mojego miejsca zamieszkania i wypytałem o dostawców, ciężko było to wszystko wyciągnąć i nie za każdym razem dało załatwić się to w kulturalny i cywilizowany sposób (często szło na kur** mać) ale w końcu się udało, listę zdobyłem. Wziąłem wolne w pracy, załatwiłem sobie drugie auto i wraz ze moim znajomym zaczęliśmy dochodzenie. Pierwszy dzień, objeździłem wszystkich dostawców warzyw, nic nie udało mi się znaleźć, obejrzałem rzecz jasna każdy samochód, gdzie nieraz wkradałem się posesje przeskakując przez ogrodzenie by tylko obejrzeć stan auta. Ile razy na mnie psy spuszczano to chyba nie zliczę, ale po wyjaśnieniu o co chodzi właściciel rozumiał i nie był zły. Drugi dzień - piątek, zacząłem sprawdzać piekarnie, Sprawdziłem wszystkie, okazało się, że nic nie ma - ale po rozmowie z właścicielem jednej z piekarni nakierował on mnie na to by przyjść właśnie dziś - w sobotę, bo oni mają też innych dostawców i o godzince 8 rano zjeżdżają się praktycznie wszyscy po towar do jednej z piekarni, która wysyła pieczywo na województwo Łódzkie. No więc udałem się na miejsce, czekałem chyba z 1,5 godziny i w końcu widzę - podjeżdża facet idealnie pasujący do opisu pijaczków spod sklepu. Od razu do niego podszedłem (choć już wiedziałem, że to jest to auto - fabrycznie montowany kierunek miał o wiele intensywniejsze barwy, a z prawej strony założony był taki strasznie zmatowiały, rysy na kipie też wskazywały na to, że to właśnie ten facet. Pytam go czy miał kurs w poniedziałek między godziną 12:00 - 12:25 w okolicach mojego miejsca zamieszkania. Potwierdził i już wiedziałem w stu procentach, że to on - zaczął dziwnie się zachowywać, ręce zaczęły mu się trząść i brakowało tylko przyznania się do winy. Twardo z początku się z tym krył, że on nic nie zrobił i że jechał wtedy innym autem, poprosiłem więc numer do jego szefa by skonsultować to czy faktycznie jechał autem innym niż teraz. Podpuściłem go też, że sprawę chce załatwić polubownie by nikomu nie robić burdelu bo zależy mi tylko na tym aby odzyskać pieniądze z OC na naprawę auta. Nadal szedł w zaparte, że to nie on i o niczym nie wie. Więc skłamałem, że mam świadka, który potwierdzi to, że to był on - wtedy zmiękł, przyznał się, wyraził skruchę i tyle. Spisaliśmy oświadczenie i na tym sprawa się zakończyła.
Chyba wiszę chłopakom spod sklepu karton wódki.
Aby tylko nie wycenili na szkodę całkowitą.
Dlaczego mieliby nie wycenić szkody całkowitej? Wtedy dostanę 80 % wartości auta?
Użytkownik kammia edytował ten post 23:13, 21.01.2017