ROZWIĄZANIE: wymiana modułu zapłonowego.
Poniżej treść oryginalnego posta:
Nie mam już sił do tego samochodu - piszę tutaj, bo może jest tu jakiś magik co z tych fusów coś wywróży, bo już nie mam pomysłu... Generalnie auto samo nagle gaśnie i nie można go później odpalić.
>>> Jeśli komuś nie chce się czytać całej historii, można od razu przejść do opisu objawów <<<
To już druga taka sytuacja, za pierwszym razem byłem po wycieczce "tam i z powrotem" na trasie ok. 15-20 km w jedną stronę, w odstępie czasu ok. 8-9 h i nie było żadnych problemów z samochodem. Po kolejnych 2 godzinach podszedłem do samochodu, bo miałem kolejną trasę do zrobienia. Tym razem przejechałem ok. 300 metrów, po których silnik zgasł i już nie dał się odpalić. Po ok. 4-5 godzinach postoju (na sąsiedniej ulicy), gdy poszedłem do auta, odpaliłem je bezproblemowo i podjechałem do garażu (ok. 1 km) jak gdyby nigdy nic, silnik chodził jeszcze nawet chwilę na niskich obrotach (prawidłowo) i nie zgasł. To wszystko miało miejsce jednego dnia.
Samochód tydzień stał w garażu, czekałem na mechanika (aż wróci z urlopu) na zapowiedziane już dużo wcześniej uszczelnienie pokrywy zaworów i regenerację rozrusznika (na rozgrzanym silniku z dużym trudem kręcił, aczkolwiek odpalał). Po tygodniu poszedłem do garażu, odpaliłem samochód i bez żadnych problemów zajechałem na warsztat (ok. 5 km). Mechanik po kilku godzinach chciał przestawić samochód, a ten mu nawet nie odpalił - nie chciało mi się wierzyć początkowo, ale sprawdziłem nagrania z wideorejestratora (hihi ) i autentycznie samochód nie chciał mu odpalić, choć rozrusznik kręcił. Podobno jedna klema na aku była luźna (a sami ją dokręcali przy ostatniej wizycie ) i po podładowaniu akumulatora niby się udało. Aczkolwiek mogło być również i tak, że silnik po prostu ostygł na tyle, że dał się odpalić, a mechanik mylnie skojarzył to z naładowaniem akumulatora - nie wiem...
No ale nic, odebrałem auto w sobotę, wszystko wydawało się być ok. W niedzielę zabrałem je na przejażdżkę, po przejechaniu ok. 15 km, silnik zgasł i nie dał się już odpalić, ostatecznie musiałem w końcu wezwać lawetę. Z lawety zjechałem sam (odpalił), ale po przejechaniu paru metrów znów zgasł i nie dał się odpalić. Mechanik który go robił cały czas twierdzi, że to problem zbyt słabego napięcia na akumulatorze (ponoć komputer gasi silnik z tego powodu), więc z ciekawości podpięliśmy kable (jeszcze od tej lawety która mnie przywiozła) do mojego aku i faktycznie, silnik odpalił, ale pochodził tylko kilka sekund dłużej i znów zgasł. Dziwne jest to, że jak podszedłem do niego po dwóch dniach (zostawiając go w garażu tak, jak go zrzuciliśmy z lawety) silnik bez zająknięcia odpalił i chodził, dopóki go nie zgasiłem.
Ostatecznie nie podłączyłem akumulatora do ładowania (choć specjalnie w tym celu od mechanika pożyczyłem prostownik), bo te objawy są bardzo dziwne - zimny silnik odpala bez problemu i chodzi, a po przejechaniu iluś tam kilometrów gaśnie i nie daje się odpalić, choć rozrusznik kręci... A więc:
>>> OBJAWY <<<
- Silnik jak się już trochę zagrzeje (przypuszczam, że to jeden z warunków wystąpienia awarii), to po jakimś czasie w trakcie jazdy nagle zaczynają mu spadać obroty - po wrzuceniu biegu jałowego szybko spadają do zera, zupełnie jakby silnik się "udusił".
- Kilka razy udało się odpalić silnik po tym jak zgasł, ale po pozostawieniu niskich obrotów, momentalnie spadają do zera.
- Gdy już silnik odpali i wkręci się go od razu na wysokie obroty (ok. 3000-4000) to chodzi na tych wysokich obrotach przez nieco dłuższą chwilę (max. kilkanaście sekund) i finalnie również spadają do zera, mimo trzymania pedału gazu w podłodze.
- Po ostygnięciu silnika, samochód odpala bez problemu, za "dotknięciem" i jedzie prawdopodobnie tylko do momentu aż znów się zagrzeje.
- Przy odpalaniu strasznie śmierdzi benzyną na zewnątrz samochodu (w kabinie tego nie czuć). Może to kwestia paliwa zaległego gdzieś po wcześniejszych, nieudanych próbach odpalania?
>>> CO JUŻ SPRAWDZIŁEM <<<
- Akumulator jest nowy, na gwarancji, zrobiłem z nim max. 50-100 km.
- Napięcie na akumulatorze przy zgaszonym silniku, po wszystkich ostatnich nieudanych próbach odpalania, bez ładowania: 12,1 V.
- Napięcie na akumulatorze przy włączonym silniku, na niskich obrotach (1100, jeszcze zanim się zagrzał), włączone światła (ksenony), radio, wideorejestrator: 14,0 V.
- Na żadnym etapie awarii nie zaświecił się nigdy check engine ani kontrolka akumulatora.
Dodam, że wcześniej podobna sytuacja przytrafiła mi się dwa razy, ale auto ponownie odpaliło i mogłem kontynuować jazdę. Raz udało się go odpalić tuż po tym jak zgasł, za drugim razem musiałem odczekać ok. 15 minut. Wtedy miałem jeszcze stary akumulator, który słabo kręcił (a w drugiej sytuacji na początku nie kręcił w ogóle), stąd podjąłem decyzję o wymianie na nowy. Te dwie awarie były jednak chwilowe, teraz jak auto zgaśnie, to umarł w butach na przynajmniej 2-3 godziny.
Jakieś pomysły?
Użytkownik pafflick edytował ten post 19:53, 16.03.2019