Witam.
Mam taką stresującą nie miłą sytuację. Otóż auto posiadam od października ubiegłego roku. Kupiłem od koleżanki ta zaś jako drugi właściciel miała ją również z pewnego zaufanego źródła.
Auto w momencie zakupu miało ok 250 tys km i krótko po nabyciu zauważyłem ubytek płynu wspomagania.
Jeździłem tak do wczoraj aż oddałem maglownicę do regeneracji i tu zong. Pani w warsztacie stwierdza, że moja przekładnia jest ze szrotu albo już ktoś przy niej grzebał. Stwierdza to po takich zielonym flamastrem zrobionych przez kogoś punktach pod gumową osłoną, że fabryka tak nie znakuje. Jednocześnie twierdzi, że w tych autach magiel sam z siebie się nie psuje i musiał być uderzony...?
Wiem na 99 % , że nic przy maglu nie było robione. Koleżanka zrobiła autem ponad 180 tys i nigdy nie musiała dolewać płynu. Wyciek pojawił się w czasie gdy już ja jestem właścicielem.
I pytanie do Was.
Czy to możliwe, że takie znaczki były tam fabrycznie?
Czy jest możliwość sprawdzenia czy przekładnia którą posiadam pochodzi oryginalnie z mojego samochodu?
W między czasie oddawałem auto na regulacje zaworów czy wymianę paska no i zaczynam mieć niemiłe podejrzenia.