Dzisiaj walczyłem ze smarowaniem przegubów. Japońce Boga w sercu nie mieli projektując zawieszenie w tym aucie. Wszystko jest tam tak spasowane że albo trzeba rozwalić połowę zawieszenia żeby dostać się do przegubów albo mieć malutkie sprytne rączki bo miejsca jest tyle że się pochlastać można. Nie dość że jest tam mało miejsca to nie da się za dużo odsunąć tej osłony ale jakoś poradziłem i faktycznie było od strony kierowcy mało smaru i przegub ten ma wyczuwalny luz, prawy takiego luzu nie ma. Wybrałem szmatką tyle ile się da, wymyłem zmywaczem do hamulców i zacząłem żmudne upychanie smaru, najlepiej strzykawką z jakąś rurką. Jak już wypaćkałem prawie dwie saszetki smaru zaczęła się walka z założeniem opaski. I znów to cholerne upchanie wszystkiego tak, że nawet opaskę ścisnąć to mega problem. W warunkach domowych na lewarku nie ma lekko ale jest to wykonalne tylko że zajmuje dużo więcej czasu. Trochę źle zrobiłem bo zdejmowałem osłonę pod silnikiem bo łatwiej jest dobrać się do wszystkiego zdejmując wyłącznie koła, od spodu, przynajmniej na lewarku, niewiele się zdziała.
Tak już abstra*cenzura*ąc od przegubów to załamka będzie kiedyś w przyszłości przy wymianie tulejek stabilizatora...